środa, 3 lipca 2013

Następny etap...

Nigdy nie lubiłam chodzić do przedszkola. Po prostu bałam się tam chodzić. Bałam się tych dzieciaków i nauczycielek. Chowałam się gdzie popadnie, nawet miałam swoją własną skrytkę - między szufladami w takich domkach (domki a'la sklepy). Kiedy wychodziliśmy na dwór chowałam się w takich dołkach które były przy siatce i czekałam aż będziemy mogli wrócić do domu. Jednym moim oparciem (oprócz rodziców i babci ze str taty) była sprzątaczka. Tak sprzątaczka, która pracowała w tym przedszkolu. Była bardzo miła,lubiłam z nią spędzać czas i rozmawiać. Potem poznałam parę osób, taką Agatę i jej brata. Dosyć dobrze się dogadywaliśmy. Potem ich mama przepisała ich do innego przedszkola. Zostałam sama. Szukałam innych znajomych. Na moje nieszczęście zapoznałam się z trzema Martami, które okazały się strasznymi egoistkami. Kiedy mnie nie potrzebowały to zawsze chodziły razem i świetnie się bawiły, wtedy kiedy ja chciałam się z nimi pobawić zbywały mnie że im się teraz nie chce. A chwile później (nawet nie 5 min) widziałam jak pobiegły do piaskownicy. Miałam zagrać w przedstawieniu. Byłam aniołem. Miałam piękne białe skrzydła, które zrobiła mi moja mama. Po przedstawieniu położyłyśmy je na stolik (tam gdzie wszyscy mieli odłożyć swoje stroje a potem zabrać je do domu). Kiedy miałyśmy iść do domu zobaczyłyśmy że nie było tam już moich skrzydeł. Rozpłakałam się. Moja mama domyśliła się kto to zrobił. Była to babcia takiej Kaśki z którą kiedyś się trzymałam. Moja mama widziała jak brała skrzydła, ale myślała że to jej (bo na moje nieszczęście ta Kaśka też brała udział w przedstawieniu). Niczym "Trudne Sprawy" ...
Kiedy już wyszłam z tego przedszkola, był to chyba jeden z najcudowniejszych dni w moim życiu. 

Pamiętam jakby to było dziś - pierwszy dzień w szkole. Usiadłam w drugiej ławce po środku z taką Justyną. Pani do nas mówiła "Wy wszyscy się już zapewne znacie" a ja rozejrzałam się po całej klasie - żadnej znajomej twarzy. Kiedyś była taka sytuacja, chciałam usiąść sobie z Gosią (która siedziała ławkę przede mną) bo nie było Marty (dziewczyny która z nią siedziała). Kiedy ta Marta jednak się zjawiła, zrobiła mi taką awanturę że usiadłam z tą Gosią że się rozpłakałam. Po lekcjach jej matka przyprowadziła psychologa, że ze mną jest coś nie tak. No w ogóle to jakieś.. brak mi słów. Poszłam do tego psychologa. Oczywiście to ja miałam przeprosić tą Martę. Kit przeprosiłam. Potem nawzajem się unikałyśmy,ale nie sprawiało mi to bólu - im dalej ona ode mnie tym mi lepiej. Poznałam wspaniałe osoby. Wszyscy sobie pomagaliśmy byliśmy jak najlepsi przyjaciele. W 6 klasie znowu miałyśmy spięcie z tą Martą. Tym razem poważniejsze bo ona zaczęła wyzywać moich rodziców od różnych, a ja że nigdy nie pozwolę na to żeby ktoś wyzywał osoby które kocham zaczęłam wyzywać ją i powiedziałam że ma nie mieszać do tego naszych rodziców, że jeśli ma coś do mnie to niech mi to powie, a rodziców zostawi w spokoju. Znowu - jej matka - psycholog i doszła do tego nasza wychowawczyni która wzięła nas na rozmowę. Byłam tak zła że łzy zaczęły mi same lecieć po polikach a ona powiedziała mojej mamie że się rozryczałam i że wszystko wskazuje na to że to wszystko moja wina. Ta moja wychowawczyni kazała mi tą Martę przeprosić. Powiedziałam że ja nie mam jej za co przepraszać. W ogóle potem były takie jazdy, że aż się mówić nie chce. O byle gó...no się mnie czepiała.Nastawiała wszystkich przeciwko mnie a gadała że ja nastawiam wszystkich przeciwko niej. Raz na matematyce też nie wytrzymałam - rozwiązywałam zadanie. A ona z tekstem "nie umie tego zrobić, pff to takie proste" odwróciłam się i powiedziałam że jeśli jest taka mądra to niech sama to zrobi. Znowu - jej matka - psycholog - wychowawczyni. Żeby było lepiej jej matka jest nauczycielką, więc od razu po tej matematyce wzięła mnie na bok i jakieś wąty miała. A ja zaczęłam się śmiać. Mimo że nie było mi do śmiechu, bałam się tej kobiety, ale zaśmiałam jej się prosto w twarz i powiedziałam "to niech pani córeczka powie o co chodzi". Potem jakoś się pogodziłyśmy ale nie utrzymywałyśmy kontaktu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz